Tak się jakoś ostatnio stało, że po porannej praktyce zaczęłam się zastanawiać – czemu ja się właściwie tak przyczepiłam do tej ashtangi? Czemu właśnie to, a nie coś innego? Co mi to daje w życiu, że codziennie wchodzę na matę i robię te wszystkie pozycje, z których część wygląda stosunkowo dziwnie? I w dodatku robię codziennie to samo?