Jestem redaktorką i nauczycielką jogi, a także absolwentką Wiedzy o Teatrze na warszawskiej Akademii Teatralnej. Mieszkam na Bielanach z mężem i dwoma kotami o witkacowskich imionach: Bałandaszkiem i Spiką. Lubię swoją pracę (a nawet obie 😀), dobre wegetariańskie jedzenie i podróże, zwłaszcza jeśli ich celem jest Portugalia lub Tatry.
Od prawie sześciu lat.
Najbardziej bezpośrednią przyczyną był mój kręgosłup, który w związku z siedzącą pracą coraz bardziej mi doskwierał. Poza tym wśród moich znajomych było wtedy kilka osób, które praktykowały dość regularnie, i bardzo ciekawiło mnie to, co piszą na temat jogi w mediach społecznościowych. Miałam intuicję, że to może być coś dobrego dla mnie – i nie pomyliłam się 😀
Ashtanga gruntuje mnie w codzienności. Praktykowanie codziennie tej samej sekwencji daje mi pole do uważnego pobycia z samą sobą na naprawdę głębokim poziomie. Zajęcia w stylu mysore uwielbiam, bo czuję, że to właśnie podczas nich można nawiązać głęboką więź z nauczycielem, a jednocześnie praktykować dokładanie w taki sposób, jaki jest dla nas najlepszy w danym momencie naszego życia. Lubię atmosferę, która panuje na takich zajęciach, wyczuwalne w powietrzu skupienie i to, że na jednej sali spotykają się osoby w różnym wieku, różnych płci, o różnych ciałach i różnym poziomie zaawansowania. To pokazuje, że joga jest dla wszystkich i pozwala poczuć się częścią społeczności.
Kontuzja kolana, która wydarzyła się w zeszłym roku i z którą w mniejszym lub większym stopniu zmagałam się jeszcze do niedawna. Ta sytuacja dała mi okazję do sprawdzenia, czy rzeczywiście wprowadzam w życie to wszystko, o czym łatwo jest mówić, kiedy ciało działa sprawnie – nieprzywiązanie do efektów, do sprawności, nieocenianie siebie przez pryzmat asan, które jestem w stanie wykonać. Miałam kilka chwil załamania („Czy mogę uczyć innych, skoro sama nie robię lotosów?”), ale na szczęście miałam obok siebie ludzi, którzy dali mi ogromnie wsparcie: Krystiana Mesjasza, mojego nauczyciela, Marcina Bebelskiego, wspaniałego osteopatę, no i oczywiście moich uczniów.
Wszystko ;) Jestem spokojniejsza i uważniejsza, bardziej pogodzona ze sobą i światem. Zmieniło się moje podejście do mojego ciała, wiem lepiej co mi służy, a co nie. Przestałam jeść mięso i w ogóle dość mocno zmieniłam nawyki żywieniowe. Nie kontynuuję relacji, które nie dawały mi nic dobrego, nie robię rzeczy tylko dlatego, że tak wypada, albo że ktoś tego ode mnie oczekuje. Jestem bardziej pewna siebie. Ale jednocześnie wcale nie traktuje tego wszystkiego jako drastycznych zmian, nie czuję się innym człowiekiem. Raczej dzięki praktyce udało mi się pozbyć różnych fałszywych przekonań na swój własny temat i dotrzeć do tego, jaka jestem naprawdę, czego naprawdę chcę i potrzebuję.
Żeby poszła na zajęcia i spróbowała 😀 I żeby nie zniechęcała się, jeśli nie od razu trafi na szkołę, nauczyciela czy styl jogi, który będzie jej w pełni odpowiadał.