Plemię czujnych obserwatorów – recenzja spektaklu „Miejski ptasiarz”

Jestem pewna, że każdy i każda z was zna osobę, która podczas spaceru rzadziej patrzy pod nogi, a częściej w górę. Albo wpatruje się intensywnie w mijane akurat zarośla. To taki ktoś, kto może przerwać w pół zdania, gwałtownie się zatrzymać i wskazać na coś palcem, mówiąc: „Patrz, sójka/sroka/bogatka/dzięcioł”. A kiedy pytasz, co słychać, z wypiekami na twarzy opowiada, że widziała dzięcioła, który chodził sobie po drzewie pod jej blokiem.

Karty z asanami – recenzja

Nieważne, jakie masz hobby – na pewno jest mnóstwo gadżetów, w które możesz się zaopatrzyć, by sobie je ułatwić, uatrakcyjnić czy wznieść na inny poziom. Ludzka kreatywność w połączeniu ze skłonnością do wydawania pieniędzy przynosi czasem naprawdę zadziwiające efekty. Jestem pewna, że wielokrotnie zdarzyło Wam się natrafić w internecie na coś, co wywoływało reakcję: „Serio, ktoś to kupuje?!”.

Październikowe okruszki

I to już, tak po prostu? To się dzieje tak mimochodem? Akceptowanie siwych włosów i zmarszczek jest teraz zdecydowanie w trendzie, ale to tak naprawdę są powierzchowne zmiany. Łatwo je przyjąć, potraktować jako wyraz wyznawanego światopoglądu. Ale to, że oko, które całe życie pięknie ostrzyło, nagle nie ostrzy? Że ta chrząstka w kolanie to się już sama z siebie nie zregeneruje?

Moje sposoby na slow na co dzień

Myślę o tym blogu jako miejscu, w którym mogę dzielić się z Wami moimi (i nie tylko) sposobami na włączenie trybu slow. Na razie większość tych rzeczy pozostaje w sferze pomysłów, czekają zapisane na kartce, aż będę miała przestrzeń, by się nad nimi pochylić. Ale kiedy zaczęłam się zastanawiać, od czego zacząć, przyszło mi do głowy, że od czegoś zupełnie innego :)

Wrześniowe okruszki

To nie latem, to jesienią pojawia się we mnie to intensywne pulsowanie, które każe spakować plecak i ruszyć w drogę.
Nie chodzi o ucieczkę przed błotem i szarością do słońca i błękitnego nieba. Ani o szybką teleportację na drugi koniec świata. To chęć wyjścia z domu i bycia w drodze. Godzin w pociągu z policzkiem przyklejonym do szyby. Brnięcia przez kałuże i zeschnięte liście. Wdychania porannego chłodu i naciągania czapki mocniej na uszy. Snu wciąż sklejającego powieki o jakiejś bezbożnej godzinie, gdy już trzeba być na peronie i czekać na pociąg.

Marcowe okruszki

W ciągu ostatniego tygodniach w rozmowach z bardzo różnymi osobami powracała jedna myśl: „Strasznie długi był ten marzec”. Ano był, to prawda. Nie wiem, czy strasznie, bo dla mnie to była akurat długość całkiem przyjemna – taka wynikająca z wypełnienia sensowną i przyjemną treścią. Kiedy zamykam oczy i myślę o tym, jak ten miesiąc wyglądał, to widzę dużo słońca. Dużo spacerów i obserwacji przyrody, zmieniającej się dosłownie z dnia na dzień. I dużo, dużo działania, dobrego i sensownego. Tak jakbym obudziła się z zimowego snu, który trwał zdecydowanie dłużej niż tylko jedną zimę.