Sztuka słuchania – rozmowa z Eddie’em Sternem

Sztuka słuchania – rozmowa z Eddie’em Sternem

English version

Wiesz, że udało Ci się napisać książkę, która może być używana jako swego rodzaju podręcznik do jogi (jeśli coś takiego jest w ogóle potrzebne)? Moja lektura One Simple Thing trwała dość długo, bo po każdym rozdziale potrzebowałam się zatrzymać i przemyśleć to, co właśnie przeczytałam. Jestem przekonana, że będę do Twojej książki wielokrotnie wracać. Skąd wziął się pomysł na tę książkę? Jaki był Twój cel?

Pomysł na napisanie książki o tym, jak działa joga – w uogólnieniu, nie tylko przez pryzmat ashtangi – dojrzewał we mnie przez około dziesięć lat. Było dla mnie oczywiste, że joga zawsze wpływa na ludzi tak samo, niezależnie od tego, jaki rodzaj jogi praktykują, ale nie znałem właściwego języka, żeby opisać, dlaczego tak jest – dopóki nie zacząłem wchodzić w świat nauki. Po zapoznaniu się z budową i działaniem układu nerwowego, przede wszystkim autonomicznego, oraz funkcjami nerwu błędnego, zacząłem rozumieć, dlaczego z fizjologicznego punktu widzenia różne elementy praktyki jogi wywierają tak silny, transformujący wpływ na nasze ciała i umysły – bez względu na to, jaki rodzaj jogi się praktykuje.

Najbardziej fascynujące w Twoje książce są pokazane przez Ciebie podobieństwa między odkryciami współczesnej nauki i tradycyjnej jogicznej wiedzy. Skąd pomysł, żeby połączyć te dwie dziedziny?

dsc8356.jpg

Ten pomysł wziął się z samej jogi. W tekstach jogicznych, ale też u hinduskich nauczycieli, od których się uczyłem, przy różnych okazjach powtarza się stwierdzenie, że joga ma wzmacniać układ nerwowy i kontrolę nad narządami zmysłów. Studiowałam jogiczny sposób myślenia o układzie nerwowym przez długi czas, a dopiero osiem, może dziewięć lat temu tak naprawdę pochyliłem się nad zachodnim podejściem do tego tematu. W pewnym momencie te zbieżności stały się dla mnie oczywiste – i dlatego zacząłem o tym pisać.

Jaka jest najważniejsza rzecz, której nauczyłeś się dzięki praktyce jogi? Co najbardziej chciałbyś przekazać swoim uczniom?

Najważniejsza rzecz, jakiej nauczyłem się dzięki praktyce jogi, to cierpliwość. Żeby nastąpiły zmiana i zrozumienie, potrzeba czasu. Przechodzimy przez kolejne etapy poznawania siebie, a każdy z nich zmienia nasze postrzeganie zarówno nas samych, jak i świata, w którym żyjemy. Świat to trudne miejsce, pełne cierpienia, nędzy, niesprawiedliwości i skomplikowanych relacji międzyludzkich. Dojrzałość i zdolność do tego, by wszystkie te trudne rzeczy po prostu zaakceptować, bez potrzeby zmieniania ich, wydają się nierozerwalnie związane z praktyką jogi. Dzięki temu dowiadujemy się czegoś na swój temat, co automatycznie prowadzi do zmiany naszego sposobu bycia. Joga to sztuka słuchania – przede wszystkim samego siebie – i wdrażania tego nieoceniającego słuchania w relacje ze światem i ludźmi dookoła.

Dziś wielu nauczycieli jogi podróżuje po świecie. Czy myślisz, że dla nauczyciela powinno być ważne, żeby mieć swoje miejsce, w którym może regularnie spotykać się z ludźmi i budować społeczność?

Nauczyciele zawsze byli różni i odpowiadali na różne potrzeby. W Indiach istnieje starożytna tradycja wędrujących ascetów-żebraków sadhu, którzy nigdy nie przebywali w jednym miejscu dłużej niż przez trzy dni. W czasie pory deszczowej sadhu gromadzili się razem, by przez cztery miesiące poświęcać się duchowym praktykom. Dziś są nauczyciele, którzy prowadzą własne szkoły i budują społeczność w swoich miastach, i tacy, którzy nie chcą lub nie mogą stworzyć takiej przestrzeni. Niektórzy z nich mają uczniów na całym świecie i są w stanie utrzymywać z nimi kontakt dzięki licznym podróżom. Nie ma jednej, najlepszej drogi. Ja sam zwykle odwiedzałem mojego nauczyciela w Indiach tylko raz w roku na trzy–cztery miesiące, a przez resztę czasu praktykowałem sam w domu. Nie miałem w pobliżu shali, w której mógłbym praktykować.

Wydaje się, że Ty łączysz te dwa modele – prowadzisz w miarę regularne zajęcia w Nowym Jorku, a jednocześnie bardzo dużo podróżujesz. Czy to dla Ciebie ważne, że masz „swoich” uczniów, osoby, które regularnie do Ciebie wracają – zarówno w Twoim mieście, jak i na całym świecie?

Chakorasana.jpg

Najlepiej wspominam czas od roku 1995 do 2000, kiedy mieliśmy swoją szkołę na Broadwayu, a potem od 2000 do 2015 – kiedy prowadziliśmy szkołę i świątynię na Broome Street. Moja żona i ja tęsknimy zwłaszcza za Broome Street. To była piękna szkoła, w którą włożyliśmy dużo miłości i troski, a jednocześnie małe sanktuarium dla ludzi z Nowego Jorku. Możliwość stworzenia takiej przestrzeni dla ludzi to bardzo dobra rzecz i mamy nadzieję, że niedługo znów uda nam się to zrobić. Lubię podróżować, by uczyć w innych krajach, ale przede wszystkim wspierać lokalne ashtangowe społeczności. Miło jest być w stale powiększającym się gronie osób praktykujących jogę i poznawać nowych ludzi. Myślę, że to ważne, by podczas warsztatów pokazywać, jak istotne jest utrzymywanie regularnej praktyki, tak aby była integralną częścią naszej codzienności. Dlatego właśnie lubię prowadzić warsztaty w miastach, z lokalnymi społecznościami – ludzie mogą wtedy praktykować, być może nauczyć się czegoś nowego, zaangażować się w filozoficzne albo naukowe dyskusje, a jednocześnie nie muszą całkiem odcinać się od swojego codziennego życia. Taki jest, w każdym razie, mój cel; czy tak się dzieje w rzeczywistości, to inna historia. W każdym razie, teraz faktycznie łączę podróżowanie z nauczaniem na miejscu. Od kiedy nie mamy swojej szkoły, uczę w Nowym Jorku co miesiąc przez tydzień i wyjeżdżam raz albo dwa razy w miesiącu. Jeśli otworzymy swoją szkołę, zmniejszy się liczba moich podróży.

To teraz z innej strony: czy Twoim zdaniem to ważne, żeby praktykować pod okiem jednego nauczyciela?

Sri Radhanath Swami powiedział kiedyś: „Nawet jeśli wiele linii lotniczych oferuje loty do tego samego miejsca, nie możesz skorzystać ze wszystkich naraz, musisz zdecydować się na jedną z nich”. W tradycji hinduskiej, skąd pochodzi model guru–shishya, czyli nauczyciel–uczeń, mówi się, że powinno się podążać za jednym nauczycielem i jednym typem praktyki. Wynika to stąd, że jeśli na dany temat dostajemy zbyt wiele informacji od zbyt wielu osób, może nas to zdezorientować i sprawić, że nigdy nie dotrzemy do wyznaczonego celu. To ważne, by praktykować pod okiem nauczyciela, któremu się ufa, i wobec którego żywimy przekonanie, że może nauczyć nas właśnie tego, czego nam potrzeba. Ale czasami zdarza się też, że otrzymujemy od nauczyciela coś, czego nie oczekiwaliśmy, i może to być wyjątkowe i otwierające głowę. Nie ma sensu przyklejać się do jednego nauczyciela tylko dlatego, że uważamy, że tak trzeba. Jeżeli coś w nim nam nie odpowiada, możemy wyrazić wdzięczność za to, czego się od niego nauczyliśmy, a potem ruszyć dalej – i to jest absolutnie w porządku. Jeżeli pewnego dnia trafimy na nauczyciela, przy którym poczujemy pewność, że to ten właściwy, wówczas potrzeba uczenia się od innych sama wygaśnie.

W tradycji hinduskiej jest kilka typów guru. Ci, którzy przekazują wiedzę i praktyki, to shiksha guru. Ci, którzy przeprowadzają inicjację w mantry i tradycje, to diksha guru. Ci, którzy są przewodnikami duchowymi i przebudzają uczniów do ich najwyższego ja, to sadguru. W różnych tradycjach różnie się to przedstawia. Najogólniej mówiąc, uczeń może mieć wielu shiksha guru, ale tylko jednego sadguru. Miałem wielu różnych nauczycieli jogi, sanskrytu, chantingu i filozofii, ale tylko jednego guru, który uczył mnie praktykować ashtangę. A jednocześnie, co też jest ważne, przez te wszystkie lata zagłębiłem się bardziej w naukę, dowiedziałem się sporo o fizjoterapii, i włączyłem te wątki do sposobu, w jaki ja nauczam ashtangi.

Podczas Twoich warsztatów odbywają się zajęcia w stylu mysore, pranajamy, chanting i wykłady z filozofii. Nie uczysz na przykład stania na rękach. Nie jest to powszechne (w każdym razie nie w Polsce). Domyślam się, że to wyraz tego, co jest dla Ciebie ważne w praktyce jogi?

To prawda, nie uczę technik czy trików, które pozwalają lepiej wykonać daną pozycję – dlatego, że po prostu nie wiem zbyt dużo na ten temat. W praktyce jogi od samego początku pociągało mnie to, że dzięki niej mogę poszerzać moją świadomość, próbować stać się lepszą osobą w świecie i dowiedzieć się, kim jestem – na głębszym poziomie niż samego siebie dotychczas postrzegałem. Asany to ułatwiają, ponieważ pomagają nam skomunikować się z naszym ciałem, dają nam stabilność i wygodę. A kiedy mamy już zapewnioną stabilność i wygodę, możemy skupić się na niuansach, takich jak przepływ energii, oddech, to, co dzieje się z naszym umysłem. W praktyce dobrze jest stawiać przed sobą wyzwania, bo to dzięki nim wzrastamy. W żadnym razie nie lekceważę więc asan, uwielbiam je robić! Ale ja sam uczyłem się ich, po prostu je wykonując, i uważam, że to najlepsza metoda.

IPC 2018.jpeg

Czy masz jakieś rady dla nauczycieli jogi? Co powinniśmy zrobić, żeby uczyć nie tylko asan, lecz także teoretycznych, filozoficznych i duchowych aspektów jogi, a jednocześnie nie przestraszyć tym uczniów?

Moja jedyna rada jest oczywista. Uczcie tego, co sami umiecie. Nie udawajcie, że wiecie coś, o czym nie macie pojęcia. Nie zaczynajcie zbyt wcześnie, odbije się to na waszej praktyce, będziecie tracić energię, a ostatecznie możecie utracić połączenie z jogą w sobie. Pamiętajcie, dlaczego praktykujecie, po co to robicie i co jest dla was w tej praktyce ważne. Wtedy, ucząc, będziecie pewni miejsca, w którym stoicie. Ludzie uczą się tego, co jest im potrzebne, dzięki własnej praktyce. Jako nauczyciele powinniśmy ich w tym wspierać, tak by ich praktyka odbywała się bez przeszkód i prowadziła ich do zrozumienia siebie samych.

A co z ashtangą? Czy myślisz, że każdy może ją praktykować?

IMG_0369.JPG

Każdy, kto chce praktykować ashtangę, może to robić. Ci, którzy nie chcą jej praktykować, nie powinni!

Masz kontakt z osobami praktykującymi ashtangę z całego świata. Czy jogini z różnych krajów różnią się od siebie? A może jednak to prawda, że jesteśmy jedną wielką jogiczną rodziną?

W każdym miejscu na świecie jogini są zawsze tacy sami. Oczywiście, są różnice kulturowe. Poza tym niektórzy są bardziej poważni, inni mniej. Niektórzy praktykują sumiennie, inni tylko wtedy, kiedy mają okazję. Ale to, co jest powszechne, to wpływ jogi na samopoczucie ludzi i to, jak się to objawia w ich zachowaniu. Tak, jesteśmy jedną wielką jogiczną rodziną i, tak jak wszystkie rodziny, nie zawsze się we wszystkim zgadzamy, czasami oceniamy się nawzajem i kłócimy… Ale na koniec dnia każdy z nas może powiedzieć: to wciąż jest mój brat, a to moja siostra.

 
fot. Michael Halsband

fot. Michael Halsband

Eddie Stern – nauczyciel ashtangi, pisarz i wykładowca z Nowego Jorku. Angażuje się w liczne interdyscyplinarne projekty ułatwiające dostęp do jogi za pośrednictwem nowych technologii, a także w badania naukowe. W każdej dziedzinie swojej pracy podkreśla znaczenie różnorodności. Studiował filozofię, sanskryt, rytuały, naukę i religię, uwielbia muzykę i sztukę, które odgrywają dużą rolę w jego przekazie na temat jogi.
Jest autorem książki One Simple Thing: A New Look at the Science of Yoga and How It Can Transform Your Life. Przyjmując perspektywę zarówno nauk Zachodu, jak i filozofii Wschodu, przygląda się mechanizmom, które sprawiają, że joga jest niezmiernie efektywną praktyką dla zdrowia, dobrego samopoczucia i duchowego rozwoju.
Razem z żoną Jocelyne Stern i programistą Siergiejem Varichewem stworzył The Breathing App – bezpłatną aplikację, która prowadzi użytkownika przez ćwiczenia oddechowe, balansujące układ nerwowych, poprawiające jakość snu, zmniejszające stres i niepokój.
Wspólnie z żoną założył The Broome Street Temple (2001–2015), pierwszą na Manhattanie konsekrowaną świątynię Ganeshy.

Joga poza matą – recenzja książki „Living the Sutras”

Joga poza matą – recenzja książki „Living the Sutras”

Kilka słów o pracy z domu

Kilka słów o pracy z domu

0